moja violunia … i od razu ruszyła w bój … to znaczy postanowiła
zrobić dobry uczynek i pomóc mi w porządkowaniu rodzinnych zdjęć … nawet
się zapaliła do pisania rodzinnej historii …
oooooooo – jakie domki ! ! ! … no nie mogę … zaczęła rechotać … dla lalek, czy co …
jakie znowu domki – to najprawdziwsze ule … przedwojenne i na dodatek kresowe … nawet ponumerowane jak Pan Bóg przykazał …
a to się wujaszek Tomek ucieszy jak zobaczy …
mój Dziadziu Romuald (stoi nad panem w białej koszuli) chociaż
mieszczuch i urzędnik uwielbiał pszczoły … uwielbiał niedzielne wyjazdy
za Złoczów, gdzie mieszkał, na Woroniaki, gdzie w pasiece Przyjaciela
trzymał swoje ule … zabierał Mamusię Danusię i Przyjaciół i wyruszał …
tak Dziadziu małą Danusię miłości do pszczółek uczył ….
gospodarz pasieki Jan, zwany pieszczotliwie Jasuniem, był jego
kompanem jeszcze z pierwszej wojny, razem siedzieli w okopach, razem
szli na bagnety … Jasunio był, z dziada pradziada, gospodarzem i zgodnie
z tradycją miał dużo dzieci … bieda u nich piszczała ale dzieci były
mądre i rezolutne … więc Dziadziu Romek przyjacielowi kształcił te
dzieciaki … pomagał też finansowo w utrzymaniu całej pasieki …
Babcia zawsze się śmiała, że pszczoły na Woroniakach są magiczne …
na przednówku cukier zajadają wszystkie ale zdychają tylko nasze … tak,
tak – to bardzo inteligentne stworzenia, ze śmiechem odpowiadał Dziadziu
…
Babcia Waleria wsi nie uwielbiała więc na zdjęciach z ulami jej nie
ma … no chyba że wiosną wiśniowe sady zakwitły … wtedy wyruszała ze
wszystkimi … Babcia to ta szczuplutka, druga od lewej … Dziadziu i
Danusia po prawej …
Ej – miały pszczółki używanie … miała Mamusia Danusia cudne dzieciństwo …
wojna zniszczyła ten świat …
***